wtorek, 7 lutego 2017

lampa ze słoika i lustro z targu staroci

odkąd mam założone konto na Instagramie, lista moich marzeń i chciejstw  niebezpiecznie się wydłuża -to niewyczerpane źródło inspiracji
moja najnowszą  jest lampa ze słoika...to taka kwintesencja tego co lubię: coś z niczego i nie dość, że ładne to jeszcze funkcjonalne - czegóż chcieć więcej 
pomysł nie  jest mój i jedynym elementem dołożonym ode mnie jest kabel wpleciony w sznurek, na pomysł ten wpadłam robiąc mieszkanko dla oplątw i tu też postanowiłam to wykorzystać
pracy 5 minut, a efekt mnie zadowala (być może mało wymagająca jestem ale co tam ;-))


krótka historia obrazkowa


wplatanie kabla, to chwilka (zaznaczam tu, że sznurek skrócił się o jakieś 20%)




i już jest w środku 


oprawka z kołnierzem
to najtrudniejszy element - wycinanie otworu w zakrętce


wybierając się na zakupy po potrzebne elementy, nie miałam jeszcze obmyślanego wykończenia sznura przy włączniku, na szczęście bystre oko Siostry wypatrzyło taką oto wtyczkę z wyłącznikiem -  dla mnie idealna (wtyczka, nie Siostra...  choć nie, to i to jest idealne !...ach ten talent do zakupów - Siostry, a nie wtyczki ...z drugiej strony jak sięgnę pamięcią do dzieciństwa, mojej młodszej siostrze zdarzało się być wtyczką...czy  kablem :-/ :-DDD...ale co było a nie jest...
wracając do tematu
wtyczka


po zamontowaniu wszystkiego  i polakierowaniu wieczka


i kilka fotek w dzień i w nocy...choć z powodu zachmurzenia różnica znikoma ....
Wiosno przybywaj!!!





I jeszcze krótka notka o lustrze 
upolowane na ostatnich starociach, po odrapaniu z warstw lakieru miało pozostać drewniane


jednak okazało się, że jest ono wygładzone czymś w rodzaju kitu/gipsu, a ponad to przed tym zanim pomalowane było na biało farba olejną było pięknie zielone (taki prawdziwy vintage green)
zdecydowałam, że takie właśnie będzie




 i sesja fotograficzna "po"



i to już wszystko na dziś, zabieram się teraz za fotel -śmietnikowiec :-)
trzymajcie kciuki
dziękuję za odwiedziny i do następnego
Ania









czwartek, 26 stycznia 2017

Moje własne i najprawdziwsze fotele kinowe

blog nie bez powodu nosi tytuł jaki nosi :-)
Zamarzyły mi się fotele kinowe - takie stare. Z prawdziwego drewna i półokrągłym oparciem.
 Obite tkaniną, a najważniejsze, żeby były z długą historią -  takie są moim zdaniem  najpiękniejsze. 
 Moje takie nie są :-D, to wersja ekonomiczna- wypadkowa marzeń i możliwości jak to u mnie w domu :-)
 Na aukcji internetowej wpadły mi w oko fotele urodzone w PRL (jak ja) i co dla mnie ważne miały drewniane boczki - bardzo mi się to podoba. Jak kupowanie przez internet wygląda wiadomo -  kawka + laptop i pyk a raczej klik! są!
Potem już nerwowe oczekiwanie i wątpliwości czy sobie poradzę z takim wyzwaniem. 
 To oto zdjęcie zrobione zaraz po dostarczeniu przez kuriera
stare i do remontu - takie jak miały być


Na wstępie dodam, że są to poczynania bardzo amatorskie. Wychodzę z założenia, iż nie święci garnki lepią i sama próbuje podjąć się różnych  zadań, czerpiąc z tego mnóstwo satysfakcji (granicą jest to, by złe wykonanie nie zagrażało niczyjemu życiu lub zdrowiu :-) - takich rzeczy nie tykam)

Lekko spanikowałam, bo pierwszy raz miałam do czynienia z siedzeniami sprężynowymi, z resztą z odnową fotela do czynienia miałam raz drugi.
 Postanowiłam zebrać się w sobie i poprosić o radę Panią ze sklepu tapicerskiego  - zaproponowała mi tkaninę podobną do filcu (z resztek materiałów) którą położyłam na sprężynach...i to pomogło! Sprężyny są już niewyczuwalne dla...dla siedzenia :-)

takie siedzisko ma sporo warstw:




od siebie dołożyłam dwie warstwy "filcu" owatę i właściwy materiał tapicerki

                                           

Jednego z oparć nie udało mi się zdemontować, stąd te brzydkie marszczenia, tkanina nie jest porządnie naciągnięta   
                                           
po dniówce pracy, kilku załamaniach z powodu trudności przy odkręcaniu starych śrubek i paru ranach i zadrapaniach (ach te zszywki)
 Udało się :-)
Efekt końcowy... 








Przyznam bez bicia, że jestem zadowolona.
Teraz można wygodnie zasiąść i podziwiać akwarium, a wąskie fotele nie przeszkadzają w niezbyt szerokim korytarzu.
To wszystko na dziś...wypatruję z tęsknotą ocieplenia...mróz trzyma u nas od początków stycznia...brrr

Pozdrawiam 
do zobaczenia
Ania




czwartek, 5 stycznia 2017

grudzień w ogródku

bez zbędnych słów, kilka zdjęć z zimowego ogródka
i wbrew pozorom grudzień nie był zbyt śnieżny :-)





Rajskie jabłuszka, nie powinno ich zabraknąć w żadnym ogrodzie.








i przepiękna szadź 








i oczywiście tuż przed Bożym Narodzeniem 


nadchodzą mrozy więc trzymajcie się ciepło
pozdrawiam 
Ania