wtorek, 15 listopada 2016

Święci układają parkiet

nie boje się nowych wyzwań mam, duszę majsterkowicza ale to co przeżyłam układając stary parkiet w II gatunku na pofalowanej wylewce (to uwidoczniło się w trakcie prac), zmieniło mnie na zawsze :-)
to doświadczenie w skali przyjemności porównać mogę jedynie do układania 20 cm wełny mineralnej na suficie :-)  tego i tego nie chcę robić nigdy więcej...
pewnie za czas jakiś przyznam się do porażki i poproszę Pana z cykliniarką o pomoc w tej trudnej sytuacji ale to nie teraz, teraz mam zamiar cieszyć się moją nie doskonałą podłogą i pokojem roślinnym (ogrodem zimowym nazwać się tego nie da, bo jak na takowy ma zbyt małe okna, więc byłoby to nadużycie :-))

ku pamięci - łatwiej chyba parkietu nie pobrudzić klejem niż  klej z desek zmyć...ja o tym nie wiedziałam

 bejca i przecierki

lakierowanie lakierem matowym (niestety jak się okazało po otwarciu puszki miał odcień bursztynowy, więc ocieplił odcień podłogowej bieli)



 i tu już gotowe ...przysłonięte od razu lampą :-) 


koniec operacji podłoga - uffff...

 A teraz pora na najlepsze..dekorowanie...w skarbcu już czekają wiadra, stara drabina i  ława
nie mogę się doczekać

pozdrawiam Ania

wtorek, 8 listopada 2016

oplątwy, a raczej ich miejscówka

Od zawsze miałam rośliny doniczkowe, kiedyś  to chyba nawet były obowiązkowe w każdym domu :-) paprotki, fikusy, skrzydłokwiaty.
miałam nimi wypełniony pokój, były na zrobionych przez Tatę półkach od ziemi  po sufit, na brzozowym pniaku uprawiałam epifity, a w akwarium kaktusy.
Właściwe nie wiem kiedy przestałam, co stało się z roślinami. Nie chcę wskazywać winnych :-), ale spory udział w ich unicestwieniu  miały niewychodzące koty.  Choć przeprowadzki też zrobiły swoje 
Dziś spełniam moje roślinne marzenia.
Jednym z nich  od jakiegoś czasu były oplątwy czyli tillandsie . Nie będę się rozwodzić na temat ich uprawy, gdyż wiedza jest dopiero kiełkująca ( i jeszcze nie wiadomo czy ziarenko upadło w miejscu gdzie akurat z niego coś wyrośnie) ale stałam się właścicielem kilku oplątw.
Stanęłam przed problemem godnego lokum dla ślicznot. Z początku miał to być kawałek kory, konar ale wpadłam na inny pomysł, który myślę że podkreśli ich niezwykły tryb życia i sposób odżywiania.
Ze skarbca wygrzebałam stare grabie i kawałek grubego sznura (pozostałość po łazienkowej lampie) padło na sznur. :-)

  A teraz krótka historia obrazkowa

żeby móc nadawać mu dowolny kształt do wnętrza "wplotłam" dość gruby plastyczny drut



zainstalowanie drutu okazało się dziecinnie proste

 i gotowe

 linie nadałam kształt sprężynki 


instalację powiesiłam  pod oknem dachowym, tuż nad akwarium. Mam nadzieję, że będą w ten sposób miały wystarczającą ilość światła i wilgoci




                            




 trzymam kciuki, żeby się zaaklimatyzowały i puściły nowe listki

dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie :-)

Ania